piątek, 25 stycznia 2013

Przeczytane

Przedstawiam Wam trzy książki, jakie w ostatnim czasie przeczytałam. Spodobały mi się, każda na swój sposób.




  • Z cyklu Gwiazdy sceny- "Dave Gahan Depeche Mode" autor: Trevor Baker
 Pozycja godna uwagi dla wszystkich fanów DM. Dave Gahan to postać kultowa, nie da się temu zaprzeczyć. Ponad trzy dekady temu, wraz z kolegami z zespołu stworzył jedyne i niepowtarzalne brzmienie. Muzyki DM zaczęłam słuchać w szkole podstawowej, moim pierwszym albumem był wówczas "Black celebration". Pokochałam ich miłością szaloną, chciałam żeby Dave był moim chłopakiem, ściany w pokoju pokryte zostały plakatami i wycinkami z gazet.Ubierałam się w czarne T-shirty i białe spodnie, zafarbowałam włosy na czarno, stałam się prawdziwą depeszówą. Ich piosenek słuchałam na okrągło. Szaleństwo! Do dziś czuję wielki sentyment do ich muzyki, aczkolwiek najnowsze dokonania, zarówno solowe, jak i zespołowe, aż tak bardzo mnie nie uskrzydlają i nie porywają. A może i ja inaczej to odbieram, niż te naście lat temu..
Co do biografii- kawał dobrej roboty. Książka napisana rzetelnie, zwięźle i na temat, bez zbędnych kwiatków i przydługich opisów. Idziemy przez życie Gahana, zaczynając od jego szczenięcych lat, po początki DM, pierwsze sukcesy, potem długie i mroczne zmaganie z narkotykami, aż do uzdrowienia ciała i duszy. Książa wzbogacona fotografiami, czyta się miło i przyjemnie. Ogromny plus za okładkę. Genialne zdjęcie Dave'a, nic dodać, nic ująć. naprawdę warto przeczytać.

  •  "Ingrid Bergman" autor: Charlotte Chandler
Do zakupu książki zachęciła mnie, między innymi, piękna okładka. Czarno-białe zdjęcie Ingrid, jej piękna, nieskazitelna twarz, doskonale uchwycona w kadrze. Bez zbędnych ozdobników, kolorów, zawijasów.
Aktorkę znamy głównie z jej roli w kultowym filmie "Casablanka". Rola ta na zawsze wpisała ją w poczet znakomitości kina światowego. Czytając jej biografię, poznajemy koleje jej pogmatwanego losu, relacje rodzinne, potem kolejne małżeństwa, trudne początki w świecie filmu, gorzkie realia sławy. Możemy obejrzeć ciekawe zdjęcia, pochodzące zarówno z planów zdjęciowych, jak i  życia prywatnego Ingrid. Polecam!!



  • "Kobieta z Piątej Dzielnicy" autor: Douglas Kennedy
W opisie czytamy: "...niepokojąca powieść o ucieczce, wyrównywaniu rachunków i mrocznej granicy między tym, co wymyślone, a tym, co boleśnie prawdziwe..".
Nie określiłabym tej historii jako niepokojącej. Fakt, fabuła trzyma lekko w napięciu, ale jest to raczej ciekawość, niż silne emocje i doznania. 
Specyficzna miłosna historia, przepleciona momentami paranormalnymi, trochę erotyki, trochę sensacji. Koniec- zaskakujący, pozostawiający lekki niedosyt. czytało się przyjemnie, aczkolwiek na kolana nie padłam. W skali 1-10, przyznaję 7 punktów.

Wkrótce: Camilla Lackberg i  Hakan Nesser.

Zapraszam!





czwartek, 24 stycznia 2013

Plany czas zacząć..

Kocham moją pracę między innymi za to, że nie tylko uczniowie mają ferie i wakacje. My, nauczyciele, też!! Jeszcze tylko jutro chwilka w szkole, porządkowanie biurka i sali, i dwa tygodnie laby!! Moje dzieci w przedszkolu, mąż w pracy, a panna Anna odpoczywa. Zasłużenie.
Poczyniłam pewne jakże cieszące moje serce plany, jakie zamierzam zrealizowac podczas nadchodzącej przerwy w pracy. Oto i one:

Coś do czytania (to priorytetowe zarządzenie na najbliższe dni):









  

Coś, na co czekam od dawna.. (takiemu to dobrze..)



Coś do obejrzenia w kinie:







Coś do wąchania:




Coś dla ciała i wzmocnienia sił witalnych:


 

A jako kropka nad i:






Jeśli choć połowę uda mi się zrealizować, będzie to naprawdę udany czas.
Czego i Wam życzę.




Kawowo

Nigdy nie byłam zwolenniczką kawy. Od kiedy pamiętam, piję herbatę, najchętniej czarną (do śniadania i kolacji) oraz namiętnie- zieloną, o każdej porze dnia. Przygodę z zieloną herbatą zaczęłam dzięki namowie mojej koleżanki, kilka lat temu, i moja miłość do tego napoju trwa nadal i trwać będzie. Czasem myślę, że jest to rodzaj uzależnienia. Dziennie wypijam kilka filiżanek, zawsze mam jedno zapasowe pudełko w szafce. No ale miało być o kawie.
Do picia kawy namówiła mnie także koleżanka (ale inna), z którą jakiś czas temu miałam przyjemność studiować. Podczas przerw między zajęciami, gromadnie pędziliśmy do baru i tam 99% osób zamawiało kubek kawy. Raz jeden dałam się skusić, bardzo mi przypadła do gustu i od tamtej pory polubiłam kawę, nie fanatycznie, ale jedna filiżanka na dobre zadomowiła się w moim rozkładzie dnia.
Zaczęłam od klasyki, czyli Nescafe. Oczywiście rozpuszczalnej, za kawą z ekspresu nie przepadam.
Nescafe smakuje mi, ale nie powala na kolana.
Gdy na rynku pojawiła się odmiana Nescafe, Nescafe Creme, z bardzo zachęcającą akcją promocyjną w tle, zakupiłam mały słoiczek i pijałam ją przez  ponad rok.
Przed minionymi Świętami Bożego Narodzenia, mój mąż kupił, na spróbowanie, reklamowaną ostatnio Jacobs Millicano.
Oświadczam wszem i wobec- jest GENIALNA.
Doskonale wyczuwa się aromat świeżo zmielonych ziaren. Jest bardzo smaczna, bez nuty goryczy w tle. Doskonała zarówno z dodatkiem mleka, jak i saute.




środa, 23 stycznia 2013

Słońce

Zauważyłam ostatnio, iż w upływem lat, coraz bardziej odczuwam zmiany pogody oraz pór roku. Obecnie negatywnie odczuwam brak słońca nad głową, brak ciepła, ciemne poranki i krótkie dni. Jestem permanentnie zmęczona, wyziębiona, odczuwam typowy zimowy brak mocy. Ponoć dobrze jest zaserwować sobie kilka wizyt w solarium, dla naładowania baterii. Nie wiem, czy skorzystam z tej metody, wolałabym raczej kilkudniową podróż na jakąś słoneczną wyspę...




A jaki jest Wasz sposób na przetrwanie zimy?

wtorek, 22 stycznia 2013

Coś dla ciała cz.2

Ulubione pomadki

Od kiedy zaczęłam się malować (czyli już trochę czasu minęło..), zawsze byłam fanką błyszczyków. Najchętniej w odcieniach cielistych, ewentualnie lekko brązowych, beżowych, złotawych, w zależności od pory roku. I nastroju.
Pewnego dnia na rynku pojawiły się pomadki marki Maybelline i trafiły do tzw. szaf w wielu sklepach, typu Rossmann, Superpharm, itp.
Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do makijażu ust wykonanego pomadką/szminką (czy ktoś mi powie, na czym właściwie polega różnica??), bałam się wysychania i spierzchniętych warg,szybkiego "zjadania" podczas posiłków, dotykania filiżanki. Ok, decyzja zapadła- kupiłam. Mój wybór padł na szminkę z serii Color sensational, numer 475 Coral Diamonds. Kolor jest przepiękny, ciepła czerwień z lekkim odcieniem rudości i drobinkami złota, pięknie podkreśla usta, nie jest to kolor zbyt krzykliwy, ani narzucający się. Jeśli chodzi o trwałość to oceniam ją na 8/10. Dobrze natłuszcza usta, nie podkreśla suchych skórek. Jedyny minus to zapach, a właściwie jego brak. 



Drugi odcień z tej serii to numer 852 Coral Pearl. Jest to łososiowo-koralowy ciepły odcień, bardzo delikatny i subtelny, doskonały do codziennego makijażu. Podobnie, jak w przypadku pierwszej szminki, dobrze natłuszcza usta, dość długo się na nich utrzymuje, nie wysusza.







Jednym słowem: polecam!

sobota, 19 stycznia 2013

KLOS- czyli Klapy Literackie-Ocena Subiektywna

Książki bywają różne. Jest tzw. klasyka, którą każdy szanujący się obywatel powinien przeczytać. Z klasyką bywa niestety różnie. Osobiście uważam, że nic tak nie zniechęca młodych ludzi do czytania, jak lektury obowiązkowe, min. "Dziady", "Nad Niemnem", "Pan Tadeusz" (z całym szacunkiem dla autorów) i kilka innych cegieł, ciężkich do przebrnięcia nawet dla najbardziej zagorzałych i wytrwałych wielbicieli literatury i czytania. Wiadomo przecież, że to właśnie okres lat nastu jest niczym studnia bez dna. Jest niczym gąbka, która chłonie wszystko wokół, akceptuje to bądź odrzuca w kąt. Jak namówić nastolatka do przeczytania i czerpania radości z "Konrada Wallenroda"? Jak argumentować, że czytanie jest cool, gdy chłopak lat 15 ma dwa dni na ogarnięcie "Wesela"? Mimo, iż kocham czytać od kiedy potrafię to robić, przyznaję szczerze, że lektur nie czytałam, nawet tzw. ściągi nie były jak dla mnie do przejścia. Czytałam pd ławką książki przyniesione z domu, polecone przez moją kochaną babcię, wypożyczone z lokalnej biblioteki. Gdy byłam nastolatką, zafascynował mnie I.B. Singer, Dostojewski, Steinbeck, A. Christie. Na szczęście, trafiłam na polonistkę z powołaniem, która przez 4 lata przymykała oko na moje "podławkowe" czytanie na kolanie. Pytała tylko, co aktualnie czytam. Pozdrawiam przy tej okazji panią profesor Dydo.
W dzisiejszym poście, chciałabym przedstawić trzy ksiażki, które są w moim odczuciu porażką i stratą czasu i pieniędzy. Uwiedziona doskonałą kampanią marketingowo-promocyjną, zakupiłam te trzy pozycje i żałuję. Ale cieszę się, że mogłam wyrobić sobie zdanie.
 

1.  "Kwiaty na poddaszu"- bestseller w sieci Empik, pozytywne opinie na forach czytelniczych, zachęcająca grafiką okładka (to jedyne, co mi się podoba). Po przeczytaniu streszczenia podjęłam decyzję: "Kupuję!
Po przeczytaniu, a raczej przemęczeniu 30 stron, poddałam się i książka powędrowała na półkę.
Przede wszystkim razi i drażni nad wyraz infantylny styl pisania. Infantylne i przesłodzone dialogi, sceny "grozy" przeplatane dziecinnymi przemyśleniami i opisami, taka Danielle Steel w wersji niby tajemniczo-sensacyjnej. Okropna nuda, brak emocji, sztucznie wytworzona atmosfera pseudo napięcia i strachu, po prostu NIE!




2. "Pięćdziesiąt twarzy Greya"- o tej książce powiedziano i napisano chyba miliony słów, komentarzy. Pamiętam, że miła pani w księgarni spytała mnie przy kasie, co sprawiło, że podjęłam decyzję o kupnie tej książki. Odpowiedziałam, że lubię mieć opinię i wyrobione subiektywnie zdanie na każdy temat. Kolejne 30 parę złotych wyrzucone w błoto.
W skrócie, ponieważ i tak każdy już wszystko o tym wie: kicz, tania pornografia, nie pozostawiająca nic dla wyobraźni, nie wzbudzająca żadnych gorących emocji i tęsknot. Taka erotyka dla znudzonych gospodyń domowych, którym tęskno za mężczyzną macho, który odczyta i spełni ich mroczne pragnienia, skrywane latami pod kuchennym fartuchem i dresem. Doczytałam do końca, ale pozostał tylko niesmak i znudzenie.



3. "Trafny wybór"- peany na temat tej książki przeczytałam na blogu Kasi Tusk. W tak perfekcyjny sposób zachęciła mnie do biegu sprintem do najbliższej księgarni, że składam jej pokłony za tak doskonały dryg marketingowy. Bez złośliwości, o gustach się nie dyskutuje.
Panią Rowling szanować będę i cenić dozgonnie za Harry'ego Potter'a. Przeczytałam wszystkie części, na pewno zrobię to ponownie, gdy czas pozwoli, na pewno przeczytają moje dzieci. Niezaprzeczalnie genialna opowieść, z doskonałym humorem, postaciami barwnymi i pełnymi charyzmy.
"Trafny wybór" pisarka popełniła albo z braku pomysłu na cokolwiek bardziej twórczego, albo może swoje apogeum twórczości ma już za sobą.
Książka pełna wulgaryzmów, chaosu, przewidywalnych dialogów i obrotów akcji. Dużo przemocy, nie wnoszącej nic oprócz poczucia niesmaku i smutku. Nad książką tą wymęczyłam się przez ponad tydzień, co dla mnie stanowi bardzo kiepski wynik. Mam nadzieję, że pani Rowling zdaje sobie sprawę, że nie był to trafny wybór, tylko wypadek przy pracy, który zdarza się nawet najlepszym.








Jeszcze trochę....

                                                   Fot. Anna_W

Czekam na słońce.
Jasne poranki.
Powoli zasypiające wieczory.
Wiosno- przychodź szybciej!

piątek, 18 stycznia 2013

Coś dla ciała cz.1

Jak każda kobieta (no może prawie każda..), uwielbiam wszystko, co wiąże się z kosmetykami i pielęgnacją urody. Poniżej przedstawiam Wam trzy kosmetyki, które zdobyły moje serce i bez których nie wyobrażam sobie codziennej pielęgnacji.Oto one:

1) Krem do twarzy AVA, z zielonej herbaty i koenzymem Q10.
Krem ten jest absolutnie GENIALNY. Używam go od około 8 miesięcy i od samego początku moja cera go pokochała. Doskonale nawilża, wygładza i odżywia skórę twarzy oraz szyi, jest idealny pod jako baza pod makijaż, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego nalotu, ani błyszczenia. Cera jest świeża, promienna, zdrowa. A co najważniejsze, zmarszczki mimiczne znacznie się wygładziły!
Polecam! Koszt kremu to około 12zł, dostępny jest w wybranych sklepach Rossmanna.

2) Podkład-fluid LIRENE z serii anti-aging. Fluid ten wzbogacono kwasem hialurunowym, kolagenem i kwasem foliowym. Posiada właściwości wygładzające oraz spłycające drobne zmarszczki.
 Fluid ten występuje w kilku odcieniach, ja używam odcienia naturalnego. Kosmetyk ten sprawdza się idealnie. Matuje twarz, wygładza i ujednolica koloryt skóry. ma delikatny, bardzo przyjemny zapach. 

3) Krem do rąk DOVE, z serii "Indulgent nourishment" z masłem shea.



Ponieważ często myję dłonie (i w pracy, i w domu), moja skóra jest bardzo wysuszona, zwłaszcza między palcami. Wypróbowałam wszystkie dostępne kremy do rąk, z różnym skutkiem. Zawsze coś mi nie pasowało. Pewnego dnia trafiłam w Rossmannie na promocję kremów Dove i od razu kupiłam jeden, na próbę. Pierwsze wrażenie- zapach. Jest przepiękny. Przypomina lody waniliowe połączone z kadzidełkiem (takie mam skojarzenie..). Po posmarowaniu dłonie pachną długo i jest to bardzo miłe..
Krem doskonale nawilża, szybko się wchłania, nie pozostawia tłustego nalotu. Podoba mi się wielkość tubki, która jest idealna do schowania w torebce, nie za duża, nie za mała. Krem jest, jak dla mnie, idealny. Mój numer 1 na świecie. 

Tak prezentuje się moja top- trójka. Jeśli nie miałyście jeszcze okazji wypróbować tych kosmetyków na własnej skórze- polecam!!!!!

Trzy takie życia

Chciałabym polecić Wam trzy biografie, które mnie urzekły, zafascynowały i nie dają o sobie zapomnieć.
Trzech mężczyzn, trzy genialne historie, tak różne od siebie, a jednocześnie niepowtarzalne i powalające na kolana.






Godne uwagi. Polecam serdecznie.

Pan MM

Gdybym miała wymienić kogoś z obecnie żyjących tzw. osób publicznych, które wzbudzają mój szacunek i szczerą sympatię, na pewno byłby to Marcin Meller.
Szanuję go przede wszystkim za jego nieskrywaną miłość do książek i sposób, w jaki o tym szaleńczym uczuciu mówi, wszem i wobec. Każde wydanie Newsweek'a zaczynam od felietonu pana M, nigdy mnie nie zawiódł w tej materii. Jego elokwencja,perfekcyjna polszczyzna, zabawa słowami, cięte riposty i fenomenalna percepcja świata, powalają i dają wiele radości z wyższej półki.
Książki traktuje jak największy dar, poświęca im każdą wolną chwilę, często zaniedbując wszystko inne. I tak samo, jak ja, nie pojmuje, dlaczego ludzie nie czytają, dlaczego te cholerne statystyki są tak nieubłagane, i czy faktycznie tylko te pół książki przypada na głowę w ciągu roku ......Pół książki, pół głowy..
Też kocham książki, całym sercem. Czytam, gdy tylko nadejdzie ta cudownie wolna chwila, gdzieś w fotel wciśnięta, z filiżanką zielonej herbaty, opatulona  kocem...Czytam moim dzieciom, codziennie, niezmiennie od dnia ich narodzin. I największą nagrodą jest dla mnie fakt, że nie potrafią już zasnąć bez ulubionej bajki, czy nawet dwóch, trzech..
Czytajmy! Sobie, dla siebie, sobie na wzajem, dzieciom, w tramwaju, w lecie i zimie.
Każda książka to nowe życie, czyli największy i niedościgniony luksus, o którym uczeni nawet nie śnili. Niby żyje się raz, w jednej rzeczywistości, ale właśnie tylko niby. Ile książek, tyle wymiarów, tyle doznań, uśmiechu i zadumy.
Miłego dnia. I miłego czytania.

czwartek, 17 stycznia 2013

Ach! to wychowanie....

Jako nauczycielka z ponad 10-letnim stażem pracy, często zastanawiam się, jaka jest rola pedagoga w obecnych czasach. Czy szkoła ma uczyć, czy wychowywać? Czy uczyć i jednocześnie wychowywać? Bo czym innym jest etat w szkole podstawowej, czym innym w gimnazjum (to dopiero jest szkoła.. Życia!!), a zupełnie inaczej naucza się w szkole średniej i na studiach. 
O gimnazjach chyba wszystko zostało już powiedziane. Jak dla mnie, jest to jedna w (naj)większych porażek tzw.nowoczesnej Polski. Kompletnie irracjonalny wymysł ówczesnego Ministra Edukacji. No bo co komu wadziły podstawówki w systemie 0-8 (zerówka plus 8 lat nauki)? Jako osoba urodzona w latach 70-tych, miałam tę radość i szczęście takowego systemu zakosztować i jest mi cholernie przykro, że moim dzieciom nie będzie ten przywilej dany. 
Czy szkoła ma zastępować rodzica i  w jego imieniu uczyć podstaw kultury, ogłady i szacunku dla świata? Nie tylko ja dostrzegam zjawisko zrzucania odpowiedzialności z rodziców na nauczycieli, którzy od godziny 08:00 rano do 14:30 mają obowiązek wykrzesać z dziecka wszystko co najlepsze, przekazać mu wiedzę w sposób jak najbardziej nowatorski, barwny, interesujący i przyswajalny, a także nauczyć kultury, dobrych manier i ładnego wysławiania. Bo w domu to nie ma na to czasu, przecież teraz na dwa etaty się "robi", niech się dzieckiem i jego życiem zajmie do południa pani nauczycielka, a po południu to może jakaś gra on-line, najlepiej w wersji deluxe (patrz. wielogodzinnie rozbudowanej i w 100% absorbującej uwagę małoletniego).
Mimo niewątpliwego trudu i znoju oraz testu dla cierpliwości, jaki napotykam codziennie w mojej pracy, kocham i cenię to, co robię i najprawdopodobniej tak już zostanie. Jedno jest pewne- zawód nauczyciela to powołanie. Tego nie można nauczyć się na studiach. Z tym trzeba się urodzić i we właściwym czasie w sobie odkryć i pielęgnować.
Pozdrawiam wszystkich nauczycieli.

Lepiej...





Witam serdecznie wszystkich, którzy będą tu zaglądać. Mam na imię Anna. Młoda sercem i duchem, w metryce- bywało lepiej.. Ale.Uważam, że lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że się czegoś nie zrobiło.
No właśnie. Przecież żyjemy tylko raz, prawda?
Postanowiłam, zacząć, właśnie dziś. Gdy śnieg na balkonie zalega, trochę wiatru też da się wyczuć tu i ówdzie. Temperatura- bywało lepiej. Ale i gorzej. Dziś tylko 1 stopień poniżej zera. A mogło być - 10.Jest ok. Oby do wiosny..